Stało się.

Stało się. Dosłownie chwilę po wyjściu z pracy, dorwała mnie w parku w jednej z alejek. Nie pytając o zdanie bezpardonowo przeszyła na wylot - proszę pani, narzucanie się jest wielce niestosowne! Tak w środku lata? Przy zachodzącym słońcu?

Powiedziała, że wpadła trochę namieszać, następnie zniknąć, ale w wielkim stylu powróci i zatrzyma się na dłużej, być może do końca grudnia - tak stwierdziła. Deszcz pojawił się kilka dni po naszym spotkaniu. Mnie natomiast prześwidrowało w ten pierwszy, chłodniejszy, ale jeszcze słoneczny wieczór - pierwszy raz tego lata dała znać o sobie. Uzewnętrzniła się potem na przystanku. Czułam, że mnie całą obłapia, oblepia, coś knuje. Na gołych łydkach rozgościła się gęsia skórka, niebo przybrało kolor łososiowy - było niemiło. Zmęczeni ludzie, z wypełnionymi siatkami kierowali się wolno do domów, by przygotować pociechom kolację, by wymienić się z mężem, z żoną krótkimi zdaniami, na przykład: jak w pracy. Ot, zwykły poniedziałkowy wieczór, początek tygodnia, do weekendu daleko, a ja? Mam problem, otóż jesień mnie śledzi, skrada się za mną od parku...

Poczułam się jak pod koniec sierpnia 2006 roku, kiedy to stałam brudna i zmęczona na truskawkowym polu w St. Andrews. Moja szkocka przygoda z pracą i zabawą dobiegała końca. Wyjechała Litwa, Łotwa, Bułgaria, Ukraina, Rosja, wyjechał Poznań, a Kraków, żeby tego było mało, odjechał z chłopcem, w którym byłam szaleńczo zakochana. Zostałam sama jak palec, nawet Morze Północne, szkockie łąki i szkocka architektura przestały robić wrażenie. Co pozostało? Zbliżająca się najsmutniejsza pora roku - jesień i dławiąca samotność.

Poczułam się jak któregoś sierpniowego wieczoru 1999 roku, kiedy to wracałam zziajana z boiska, zapewne po grze w palanta. Przede mną czerwone niebo, zimny wietrzyk i mama podlewająca ogródek krzycząca zza lejącej się wody - placki masz na stole! I ta natrętna, męcząca myśl, że za chwilę szkoła, koniec sielanki, a ja nie mam jeszcze zeszytów w twardej oprawie.  

Poczułam się jak w 2007 roku, kiedy rozpoczęłam studia i wraz ze studiami rozpoczęła się moja kompulsja czerpania z Warszawy, ile wlezie i wszechobecny brak bezpieczeństwa. 

I tak czekając na tramwaj nr 9 poczułam, że muszę natychmiast przytulić się do najważniejszej osoby na świecie - do siebie. Bo jak nie, to zaraz mnie ta wczesna jesień oraz związane z nią wspomnienia całkowicie sparaliżują. Zapragnęłam więc upiec w starym piekarniku jabłko, następnie posypać je cukrem i cynamonem. Zaparzyć czarną herbatę, roztopić w niej dwie łyżeczki wielokwiatowego miodu. Później, w łazience, polać na kark trochę gorącej wody i położyć się na sekundę do łóżka wśród książek. Podziękować za to, że brak dławiącej samotności oraz zeszytów w twardej oprawie. Wznieść ręce do góry w podzięce, że jest w miarę bezpiecznie. Jak polubić tę zbliżającą się jesień? 




SYML - "Symmetry"


 



Komentarze

  1. Dużo ciepła dla Ciebie! Jeszcze powinno na trochę wyjść słońce i przepędzić tą jesienną aurę, obyś mogła go złapać jak najwięcej na zapas!

    Piękne zdjęcia, fajny utwór i jak zawsze świetne Piórowe pióro, które czyta się z przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję, dziękuję , to taaakie miłe!

      Usuń
  2. Czy mój ostatni komentarz pod tym postem nie zyskał aprobaty, czy może coś nieszczęsliwie nie zadziałało?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaję mi się, że coś nieszczęśliwie nie zadziałało ;-) Będę wdzięczna za podjęcie kolejnej próby.

      Serdecznie
      m.

      Usuń
  3. Proszę o wybaczenie mojej niekompetencji w dodawaniu komentarza. Jak to mówią – trochę techniki… Postaram się wyciągnąć wnioski z mojego niepoprawnego zachowania i więcej tego nie powtórzyć.
    Przepraszam także za długi czas zbierania się do uzupełnienia komentarza, którego treść przepadła na wieki w mojej beztroskiej pamięci. Pozytyw jest z tego ogromny, gdyż mam przyjemność napisać nowy tekst podziwiając na nowo Twojego bloga i cudne zdjęcia.
    A więc…

    Kobieta jest jak muzyka wybrzmiała na najpiękniejszym instrumencie świata, ciała drobnego i delikatnego w swym stworzeniu. Palce dłoni obydwu wygrywają etiudę życia na ramionach niosących ogrom codzienności spraw wszelakich. Głowa kołysze się w takt metronomu nadając rytm całej orkiestrze. Kręgosłup unosi się delikatnie przy każdym życiodajnym oddechu płynącym z piersi rozkazu. Wraz z nim ledwo zauważalnie unosi się
    PIÓRKO
    subtelne i nieśmiałe w swym pochodzeniu.

    Przeszyła mnie nieoczekiwana intryga!

    Weź oddech głęboki! Niech piórko się poruszy, mocniej, silniej, bardziej wytrwale! Poleci może? Oddychaj! Mocniej!!!
    Leć Piórko w świat przed siebie w odwadze niestrudzona, silna, kobieca. Podbijaj świat sercem swym najlepszym i pięknym brzmieniem etiudy urody Twej.
    Leć Piórko dalej i dalej przykład niosąc jak dać się ponieść powiewowi życia.

    P.S.
    Wyczekuję kolejnego tekstu z niecierpliwością ogromną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem szczęśliwa, gdy mój tekst i zdjęcia pobudzają w czytelniku kreatywność! Piękny komentarz, dziękuję! Dziękuję! Niebawem nowy post ;-) Czekam na więcej twórczych i poetyckich komentarzy ;-)

      Serdecznie.
      m.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty